Mój Biały lis zrodził się z Odwagi.
tego dnia czekał na mnie w przeszywającym zimnie,
na samym środku zatrzymanego w lodowym paraliżu jeziora.
nieporuszony. zawieszony w bieli.
Jeśli zwierzęta Mocy istnieją
to pojawiłam się tuż obok jego Sanktuarium.
Rybacy ze świdrami, wwierceni w pejzaż, niewidomi mędrcy skupieni na celu.
Prawie naga nad przeręblem stałam się jak te tafle lodu, między które miałam za chwilę wejść. przezroczyście krucha, sztywna i niepewna.
Zmierzenie się z własnymi słabościami jest okrutnie obnażające.
Tak. przegrywałam.
Nie z lodem, nie z wejściem. Ze sobą. Z lękiem o stratę, tego co moje, oswojone, wewnętrzne.
Zrobiłam krok w tył, odwracając się zamknęłam oczy.
Gęste powietrze od ciszy. Rybacy zasnuci już białą kurtyną.
W nordyjskich podaniach zorze polarne powstawały dzięki lisom polarnym, które gdy zahaczały ogonem o szczyt góry wytwarzały iskry. Te ulatując tworzyły zorze polarne.
Plemiona nazywały je „lisimi ogniami”.
I wtedy w tej gęstwinie mrozu, w tym braku, tej wewnętrznej pustce, biorąc łyk zimnego powietrza poczułam Iskrzenie.
przez chwilę delikatne, jak znajome mrowienie, a potem całą flarę obcych drażniących moje ciało sygnałów.
to rodziła się odwaga. Biała, lisia odwaga.
auryczne połączenie
samo rozpoznanie,
zimne ognie pewności
siebie
Zanurzona w rozpuszczonej zorzą
czarnej toni oka lodu.
w Prześwicie.
Pusty krajobraz. Przy brzegu jest zawsze dno, szelest trzcin, czubki palców i końcówki włosów białe. lis. płatki śniegu. Jest płytko i bezpiecznie.